Przewodów. Szef BBN wskazał "przedmiot pracy ekspertów"
W środę Biały Dom w Waszyngtonie i Pentagon wydali wspólne oświadczenie w sprawie wybuchu rakiety w Przewodowie w województwie lubelskim. Amerykanie potwierdzili polską wersję wydarzeń.
Zdarzenie najprawdopodobniej było nieszczęśliwym wypadkiem. Rakieta nie była celowo wymierzona w Polskę. Wszystko wskazuje na to, że na nasze terytorium państwowe spadł pocisk ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, która odpierała we wtorek zmasowany atak Rosji.
Śledztwo w Przewodowie
– To była rakieta środków obrony przeciwlotniczej. Rakieta, która co do zasady, w poszukiwaniu celu, wykonuje swoje zadanie, które nie ma charakteru ofensywnego. Nawet jeżeli jest ona rejestrowana przez systemy radarowe, to zakładamy, że będzie wykonywała swoje zadanie, czyli przechwytywanie środków napadu powietrznego nad terytorium Ukrainy – powiedział Jacek Siewiera w czwartek w rozmowie z radiem RMF FM. – Czy doszło do awarii w samej rakiecie, czy do błędu przy wprowadzaniu danych – to jest przedmiotem pracy ekspertów – stwierdził szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Dyrektor BBN podkreślił, że "nie ma państwa, które posiada obronę lotniczą pokrywającą 100 proc. terytorium państwowego". – Rzeczywistość jest taka, że system obrony przeciwlotniczej jest. Ma wiele zaszłości postsowieckich, ale jest bardzo intensywnie modernizowany. Ten system (...), który jest budowany, jest bardzo nowoczesny i bardzo ambitny – powiedział Siewiera. – "Czym innym jest widzieć rakietę przechwytującą, a czym innym jest ją strącić – dodał.
Zełenski: To nie nasza rakieta
Tymczasem prezydent Ukrainy podtrzymuje stanowisko, że rakieta, która uderzyła na terytorium Polski, nie została wystrzelona przez ukraińską obronę przeciwlotniczą.
Wołodymyr Zełenski przekazał, że we wtorek wieczorem otrzymał raport od dowódcy sił powietrznych ukraińskiej armii. – Nie mam wątpliwości, że to nie był nasz pocisk ani nasz atak rakietowy – oznajmił przywódca na konferencji prasowej.